W dniach 15-18 czerwca 2023 nasza wspólnota przeżywała swoje drugie rekolekcje wspólnotowe. Tym razem, na zaproszenie wspólnoty bydgoskiej, wybraliśmy się do Zwoli by uczestniczyś w rekolekcjach poświęconych postaci św. Teresy od Dzieciątka Jezus: “Ludzka słabość i zranienia – szansa czy zagrożenie? – rekolekcje ze św. Teresą z Lisieux”, które prowadził o. Roman Hernoga OCD. Frekwencja na rekolekcjach była wzorowa: uczestniczyli wszyscy członkowie wspólnoty i jedna kandydatka.
Nowości w planie dnia
- Brewiarz prowadzili ojcowie, a naszym zadaniem było nauczenie się i przyjęcie ich sposobu odmawiania. Dużą zmianą dla nas była krótka przerwa w recytacji psalmu na krzyżyku (fleksa). Zauważyłam także, że kolejny kantor włączał się trochę wcześniej do recytacji niż my to robimy. Po powrocie zdecydowaliśmy we wspólnocie, że będziemy kontynuować taki sposób odmawiania brewiarza.
- Następną wprowadzoną nowością była próba liturgiczna 15 minut przed mszą św. Ojciec Grzegorz próbował z nami pieśni, które będą śpiewane podczas mszy św. , a także sprawdzał obsadę czytań, modlitwy wiernych oraz śpiewu psalmu.
- Ojcowie zabezpieczyli nam w planie dnia sporo czasu wolnego, który każdy z nas przeżywał po swojemu. Ale odbyliśmy razem dwie wycieczki nad pobliskie jezioro i mogliśmy też siadywać po prostu na krzesełkach i kontemplować piękno stworzenia, patrząc na naturalny trawnik z różnymi kwiatuszkami i ziołami, słuchać nieustannego brzęczenia owadów oraz śpiewu ptaków.
Podróż
Jako mała wspólnota zdecydowaliśmy się na podróż trzema samochodami, z wyjątkiem Ewy, która postanowiła przetestować indywidualny dojazd do Zwoli – kolejno: pociągiem, autobusem i na piechotę. Chociaż każdy z kierowców (Kasia, Rafał i Piotr) zabierał nas z innego miejsca i o różnej godzinie, to jednak już na trasie w Warszawie wyprzedził nas (czyli Kasię) Rafał, a z kolei my zabrałyśmy z chodnika blisko Zwoli Ewę, ciągnącą za sobą swoją walizkę. I wszyscy przybyliśmy na czas, na tyle wcześniej, że zdążyliśmy zapoznać się nie tylko z miejscem zamieszkania, ale także zachwycić się wszystkim – czyli pięknem budynków i terenu, o czym za moment.
Klasztor
To były nasze pierwsze rekolekcje w Zwoli, więc z dużą ciekawością rozglądaliśmy się dokoła. Tuż przy bramie przywitał nas św. Józef, dosyć dobrze ukryty w otaczającej go zieleni, potem gąszcz różowych róż za płotem, rabata z lawendą, a przed nami dający oddech płucom i oczom naturalny trawnik, o którym wspomniałam wcześniej. Uwagę zwróciła też duża grupa wielkich liściastych drzew przed wejściem do klasztoru. Jednym słowem dla mieszczuchów z Warszawy istny raj na ziemi.
Ale w tym swojskim krajobrazie mój ekologicznie nastawione umysł zainteresował się od razu znajdującą się na samym końcu trawnika wielką, nachyloną do słońca płaszczyzną, czyli panelami słonecznymi o długości łącznej ponad 30m i wysokości ok. 7m, o mocy przewyższającej bieżące potrzeby klasztoru. Wszyscy stwierdziliśmy, że jest tu bez porównania ładniej, niż widać to na ulotce.
Przyjęcie
Zostaliśmy niezwykle serdecznie przyjęci przez mieszkańców klasztoru. Br. Andrzej po wydaniu kluczy przybliżył mi nazwy: refektarz (nie jadalnia) i chór (nie kaplica). Ojciec Roman pozwolił mi napisać coś niecoś o refektarzu. Jest bardzo elegancko wyposażony, stoły estetycznie nakryte, a ojcowie i brat towarzyszyli nam przy posiłkach, siedząc z nami, każdy przy innym stole.
Posiłki były nie tylko smaczne, ale także niezwykle urozmaicone; oprócz zwyczajowych wędliny i żółtego sera, także różne surówki, sałatki i pasty – do każdego posiłku. Natomiast z wielkim zaskoczeniem i wzruszeniem przyjęłam posługę ojców podczas obiadu. To oni podawali na stoły kolejne dania i potem również oni sprzątali. Na osobnym stoliku był wybór herbat, kawa i zawsze owoce do zabrania lub zjedzenia na miejscu.
W chórze pw. św. Jana od Krzyża zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Otóż zamiast kolorowych witraży, podziwialiśmy witraże żywe i naturalne, czyli w trzech oknach mogliśmy oglądać te wysokie, liściaste drzewa rosnące przed klasztorem, a w pozostałych – niebo. W ten sposób owe witraże zmieniały się w zależności od pory dnia, wiatru czy pogody, a także od miejsca, które zajmowaliśmy w chórze. Z przyjemnością obserwowałam te naturalne ozdoby kaplicy.
Druga rzecz to drewniane ławy wokół ścian chóru, a raczej ich konstrukcja, którą wymyślił o. Roman. Otóż pod każdym siedzeniem, na całej długości ławek, w sposób specjalny zostały podwieszone stołeczki do medytacji, z których można było skorzystać w razie potrzeby, a potem chować je w to samo miejsce. I przez cały, calutki czas ojcowie traktowali nas jak najmilszych gości.
Konferencje
Ludzka słabość i zranienia – szansa czy zagrożenie? – rekolekcje ze św. Teresą z Lisieux
Uważamy słabość i zranienia za przeszkodę w drodze do świętości. Staramy się je ukryć przed innymi, by wypaść jak najlepiej. Ulegamy pokusie, by być silnymi, by decydować czy rządzić. A jednak słabość i cierpienie są czymś naturalnym i realnym w naszym życiu. Ranimy siebie nawzajem, nawet tych, których kochamy. Nikt z nas nie urodził się w doskonałej rodzinie. Trzeba się z tym pogodzić, wszak jesteśmy naczyniami glinianymi, słabymi i kruchymi. W przyjęciu tej słabości kryje się wielka łaska, uczy nas pokory i pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. Słabość i zranienia nie omijają ludzi świętych.
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus nie była słodkim, szczęśliwym dziewczątkiem, otoczonym kwiatami, wdzięcznie zrzucającym deszcz róż na ziemię. Od niemowlęctwa cierpienie było jej udziałem. Ponosiła wiele strat, które raniły jej serce (np. 2 tygodnie po urodzeniu została odebrana matce i oddana karmicielce Róży, u której przebywała ponad rok, która to Róża stała się dla niej uosobieniem matki; po tym czasie powróciła do domu, tracąc Różę.; gdy ma 4,5 roku umiera jej mama i za przykładem Celiny wybiera sobie starszą siostrę Paulinę na matkę; traci ją, gdy ta wstępuje do Karmelu; „Paulina jest dla mnie stracona”; ostatnią ostoją dla niej staje się Maria, która również opuszcza ją, wstępując do Karmelu; wreszcie choroba psychiczna ojca – ukochanego Króla i jego śmierć dopełniają kielicha cierpienia). Że nie wspomnę o jej tajemniczej chorobie (załamanie psychiczne?), a także o strasznej chorobie skrupułów. Także w Karmelu jej życie nie było usłane różami!
Pomimo swej słabości i kruchości i tak wielu cierpień, Teresa NIGDY się nie zniechęca. Mówi nam, że „doskonałość jest bardzo łatwa – wystarczy tylko uznać swoją słabość i oddać się w ręce dobrego Boga”. Każdy z nas, tak jak i ona może uznać swoją nędzę i słabość, by przestać liczyć na siebie i całą ufność złożyć w Bogu.
Z czym wyjechałam z rekolekcji?
- Nikt z nas nie urodził się w doskonałej rodzinie.
- W życiu duchowym jesteśmy tak zależni od Boga, jak niemowlę od rodziców.
- Każdy z nas został ukształtowany przez zranienia.
- UPADAMY I POWSTAJEMY – to całe nasze zajęcie.
Jezioro Raczyńskie, Wyspa Edwarda i kaczki
W czasie rekolekcji udało nam się dwa razy udać nad pobliskie jezioro Raczyńskie. Sami ojcowie namawiali nas do ruszenia się z miejsca i wybrania na wycieczkę. Najpierw pieszo doszliśmy do specjalnie przygotowanej plaży z nowym, dużym pomostem. Z przyjemnością niektórzy z nas usiedli sobie na nim, by zanurzyć nogi w wodzie.
Drugim razem podjechaliśmy samochodami na przeciwległy brzeg jeziora, by po niebieskim, pontonowym i dosyć chwiejnym długim moście dostać się na wyspę Edwarda (vide: życiorys Edwarda Raczyńskiego). Obejrzeliśmy z zewnątrz domek szwajcarski, armatkę oraz wielką ilość wiekowych dębów,bez wątpienia pomników przyrody. Wracając ujrzeliśmy na brzegu jeziora leżący w wodzie pień drzewa, na którym siedziały kaczki. Ponieważ nie przestraszyły się nas, policzyliśmy łatwo, że było ich 8 sztuk. Wówczas Wiola powiedziała, że skoro 8, to akurat po jednej dla każdego z nas, bo tyle nas jest we wspólnocie. Wówczas Basia (kandydatka) powiedziała, że ona też chce mieć kaczkę! No i ledwie skończyła mówić, a tu z zarośli wypłynęły kolejne dwie i w ten sposób Basia doczekała się swojej kaczki. Śmiechu było co niemiara.
W doskonałym nastroju wróciliśmy do klasztoru. Fajnie było tu być! Dzięki Wam, ojcowie!